Ponieważ pora późna, dziś tylko malutka opowiastka o Danowskich cz.III, czyli – wakacjach operowiczów, a w zasadzie, o kultowym miejscu kanikuły dla sporej części artystycznej Bohemy.
Jak już głośno było o wesołym miejscu na Suwalszczyźnie, to co rok pojawiały się nowe osoby „w pobliżu”, albo wręcz „w miejscu i o czasie”.
Gośćmi, którzy pojawiali się u nas, było wiele osób ze świata muzyki, między innymi pan Józef Kański, znany muzykolog, juror w teleturniejach typu „Wielka Gra”, autor wielu znamienitych publikacji dotyczących muzyki poważnej. Przyjeżdżał, wraz z małżonką i mieliśmy przyjemność gościć ich u siebie.
Pewnego upalnego dnia, po obiedzie, poszłyśmy z mamą łowić ryby na pomost na Bliznem. Żar lał się z nieba, nic nie brało, ale… widziałyśmy śmigające pod pomostem srebrzące się uklejki i postanowiłyśmy na nie zapolować. Nakładałyśmy robaka na haczyk i zawieszałyśmy go tuż nad pływającymi uklejkami. Po godzinie, miałyśmy całą siatkę uklejek. I dylemat – co z tym zrobić. Problem polegał na tym, że uklejki to naprawdę malutkie rybki, a więc żadne smażenie, czy „ryba w galarecie” nie wchodziło w rachubę. No, ale mamy te parę kilo uklejek. I mama wpadła na pomysł, by wykorzystać hektolitry octu, jakie mieliśmy do marynowania grzybów i zamarynować je. Wyszło nam kilka słoików. I te słoiki sobie stały spokojnie. Do dnia, gdy odwiedzili nas państwo Kańscy. Komuna, w sklepach, tylko ocet dostępny bez problemu. I mamy gości. Czym ich poczęstować? I nagle olśnienie – marynowane uklejki. Było to absolutnym hitem wieczoru, mało tego, zjedliśmy wszystko, co było. Kilka słoików na raz. Na deser jedliśmy łyżkami miód kupiony w pasiece od siostry sołtysa. I tak wyglądało eleganckie przyjęcie w Danowskich Anno Domini 1975.
Na zdjęciu ja z prawdziwkiem znalezionym przez Tatę. Półtora kilograma grzyba i ani jednego robaka
24-01-2021, Kasia Pustelak Mój Teatr.