Dziś o osobach, bez których żaden teatr nie mógłby istnieć. Ale w szczególności operowy, bo jest cała masa elementów wymagających koordynacji i współpracy, a poza artystami, całokształtu pilnuje armia niewidocznych dla widowni osób.
Gdy idziemy do Opery, i siadamy, widzimy artystów, orkiestrę, dyrygenta, kilkadziesiąt osób chóru i tancerzy. Na afiszu podane są jeszcze nazwiska reżysera, scenografa i choreografa. No, jeszcze widzimy biletera, szatniarkę i panie w bufecie i zakładamy, że ktoś podnosi i opuszcza kurtynę.
Natomiast mało kto wie, że w takim TW pracuje dodatkowo cała masa osób, dzięki którym artyści mogą występować. Są to: inspicjenci, suflerzy, garderobiani, krawcowe, malarze, elektrycy i wielu wielu innych, których za czasów TW bez ON było ponad 500 osób. Ilu jest teraz nie wiem dokładnie, ale wiadomo, że są.
Dziś chciałam się skupić na dwóch spośród tej masy profesjach, znanych mi osobiście osobach, „duchach Teatru” za czasów TW, którzy byli zawsze. Znali każdą kwestię każdego solisty na pamięć i ilekroć poszłam za kulisy, zawsze ich spotykałam.
Pierwszą taką osobą był Mieczysław Nizioł, garderobiany. Miał swoje pomieszczenie tuż obok garderoby Taty. Zawsze uśmiechnięty i zadowolony. Musiał być sporo wcześniej w pracy, aby przygotować kostiumy na dany spektakl dla każdego artysty, na każdy akt przeważnie inny. Jeśli były trzy obsady (np. Straszny Dwór), to komplet Stefana dla Pustelaka miał być od góry do dołu Pustelaka, tj. nie mógł przynieść Tacie dokładnie takich samych butów Stefana- Paprockiego, bo ten był niższy i miał mniejszy rozmiar buta. To samo z peruką. Peruka mojego Taty spadła by Paprockiemu jak przyłbica i zakryła całą twarz
. Miecio Przed każdym wejściem, odpowiednio wcześnie meldował się w garderobie i pomagał przebierać się. Po akcie zaś, rozebrać i włożyć kostium na kolejne wejście. W razie potrzeby coś doszył, lub poprawił. Ze wszystkim zdążał na czas, a po każdym akcie dawał swoją osobistą recenzję np. „No dziś fantastycznie”, innym razem: „ta góra mogłaby być lepsza”. I przeważnie miał rację
.


Drugą taką duszą (dwiema mi znanymi osobiście) byli inspicjenci. Wisia Bursztynowicz i Marian Tilszer. Dla osób nieteatralnych, inspicjent, to taka osoba, która koordynuje kolejność wejść na scenę. Po każdej arii, czy dłuższej kwestii na scenie, artysta idzie odpocząć w garderobie. W każdej garderobie, oraz w pomieszczeniach garderobianych są głośniki, aby słychać było akcję ze sceny, między innymi dlatego, aby pilnować wejść, zmiany strojów, dekoracji. Gdyby ktoś się zamyślił, czy zasnął…, inspicjent nawołuje personalnie po nazwisku kto ma wejść, ewentualnie w jakiej kolejności. Zatem inspicjent musi obserwować scenę, partyturę, i wiedzieć na pamięć i ze wspomaganiem partytury, dokładnie kto kiedy ma się pojawić. Czyli w pełnym skupieniu od początku do końca. Coś tak, jak na wieży na lotnisku. Kto w jakiej kolejności i nie można pomylić się dosłownie co do sekundy, aby się całość nie posypała. I w każdej garderobie ciągle go słychać, bo wzywa po kolei osoby pojawiające się na scenie. Mało tego, na koniec, inspicjent wywołuje osoby do ukłonów. To są rzeczy wcześniej dawno przećwiczone, ale dla pewności, jest jeszcze wspomaganie w postaci inspicjenta.
I wracamy do Galerii. Takie osoby, jak Miecio Nizioł i Wisia Bursztynowicz, (była śpiewaczka i żona Dyrektora TW w latach 1957-?), dla których Teatr był drugim domem, i bez których przedstawienia nie mogłyby się sprawnie odbywać, a które za mojej tylko świadomości pracowały tam non stop ok. 40 kilku lat, też powinny gdzieś być uwiecznione, jako „niewidzialni”, a jednak z wielką mocą sprawczą dla organizacji każdego jednego przedstawienia.
Niestety archiwa TW/ON nie zawierają zdjęć ani pana Miecia, ani Wisi Bursztynowicz, zatem wklejam zdjęcie galerii Artystów Teatru Ateneum, w Foyer Teatru. (zdjęcie ze strony www Teatru Ateneum). Jako kolejny przykład, że jak się CHCE, to można.