Pozostając w temacie wspomnień, opisywałam Wam moje pierwsze „zderzenie” z Eugeniuszem Onieginem, którego ówczesna inscenizacja w TW była jak najbardziej „klasyczna”, bez udziwniania. Scenografia wspaniała. Stroje i dekoracje genialne, z epoki – pamiętam je do dziś. Zresztą, jak w przypadku każdej opery w tym czasie, reżyserię powierzano sławom takim jak Aleksander Bardini, Lidia Zamkow, Konrad Swinarski, a stroje i scenografię Xymenie Zaniewskiej, Krystynie Zachwatowicz, Otto Axerowi i innym sławom. Można więc sobie wyobrazić z jakim rozmachem i artyzmem przedstawienia były wystawiane. Oniegin, to też i dla mnie „rodzinnie” opera szczególna, ponieważ była to pierwsza partia operowa, jaką zaproponowano Tacie w Krakowie, dając mu zaledwie 14 dni na opanowanie: partii (słów na pamięć), reżyserii, i generalnie tego wszystkiego, nad czym reszta zespołu pracowała ponad pół roku. Ten obiecujący” młokos miał zaledwie czternaście dni na opanowanie całości, która de facto była takim „być albo nie być”. I okazała się absolutnym hitem i ogromnym sukcesem, od którego zaczęła się wielka przygoda Taty z operą ich wzajemna miłość. Ponieważ do tej pory Tata wierny był operetce. Miłość krakowskich melomanów do Pustelaka, z fanów jak dotychczas operetkowych, zwiększyła się o grono „operowiczow”.

W warszawskim wystawieniu Oniegina, z którego zostałam w spazmach „wyprowadzona” po pojedynku, w którym Leński/mój Tata ginie, rolę Tatiany śpiewała Hanna Lisowska. Jeśli znacie ten akt, to wiadomo, że kiepska Tatiana położy całość. Jest to dość długi akt i nie dzieje się nic innego poza sceną pisania listu. Pokój, stół, krzesło i Tatiana śpiewająca arię o tym liście. Tatiana – Hanna Lisowska – było to absolutnie genialne, zjawiskowe wykonanie i nawet dla takiej jak ja sześciolatki, zrozumiałe, wzruszające i wspaniałe. Z całą dramaturgią, która, wbrew pozorom, w tej potencjalnie nudnej, lecz pięknej i trudnej arii jest. Kolejną niezapomnianą Tatianę kreowała Barbara Nieman. Zjawiskowa, eteryczna. Wspaniała po prostu. Maestra Nieman.
Jeśli już wspominam o Tatianie, to koniecznie anegdota o tournee z Onieginem po Gruzji. Tatianę miała śpiewać Gruzinka. I w momencie, gdy kurtyna idzie go góry, Tatiana zaczyna śpiewać,
po czym podchodzi do stolika i krzesła i… okazuje się, że rekwizytor nie postawił czegoś na miejscu: pióra, kartki, czy kałamarza. Tatiana wpadła w taki stres, że po odśpiewaniu pierwszych kilku taktów wpadła w absolutną panikę i … z tych nerwów kompletnie straciła głos. Nie była w stanie nijak dokończyć arii. Przedstawienie przerwano. Na gwałt musiano poszukać zastępstwa a rolę dokończyła inna śpiewaczka… Po dłuższej przerwie przedstawienie poszło już bez zakłóceń „do końca”.
Na zdjęciach poniżej, kolejni artyści ze zlikwidowanej z TW galerii. Na pierwszym miejscu Hanna Lisowska, niezapomniana Tatiana z warszawskiego wystawienia Eugeniusza Oniegina. Dalej Urszula Trawińska-Moroz, Anna Malewicz-Madey i Pola Lipińska.
Twórcy i chluba Teatru Wielkiego. Z usuniętej galerii…
Zdjęcia Edward Hartwig, archiwum NAC.
13 listopada 2020, Kasia Pustelak Mój Teatr