To, że artyści lubią od czasu do czasu zrobić sobie psikusa, jest jasne jak słońce. Natomiast rzadko kiedy, ktokolwiek, poza samymi zainteresowanymi, zdaje sobie sprawę z tego, że w ogóle na scenie dzieje się coś innego, niż powinno. Wiedzą uczestniczący w spektaklu muzycy, suflerzy, dyrygent i partnerzy sceniczni. Publiczność zazwyczaj nie ma świadomości co się dzieje, ponieważ nie zna słów na pamięć, nie zna kolejności sekwencji poszczególnych partii, ani reżyserii.
Za to, koledzy, znają praktycznie całość na pamięć, i to nie tylko w odniesieniu do swojej własnej partii, ale i partii kolegi, czy koleżanki Co jest naturalne, ponieważ po konkretnych słowach partnera następuje „wejście” kolejnej osoby, a kolejny artysta „wchodzi” w dokładnie tym, a nie innym miejscu. Z tego też powodu bywa, że wysypanie się jednej osoby może „położyć” spektakl na chwilę … krótszą, albo dłuższą
, bo orkiestra gra dalej. O czym pisałam podając przykład „zbicia z pantałyku” Władysława Skoraczewskiego w Cyruliku Sewilskim, lub Jadwigi Romańskiej w Traviacie. Reasumując, potknięcie się jednej osoby może (choć nie musi) spowodować efekt muzycznego „domina” (tu akurat źródłosłów NIE od dominanty, ale od domina
). Ale też, znajomość kwestii partnera często ratuje sytuację, bo można podpowiedzieć koledze, co ma w danym momencie zaśpiewać w chwili, gdy ten z jakiegoś powodu się zgubi.


I teraz przechodzę do dzisiejszej anegdoty, choć musiałam zdobyć zgodę „u źródła”, aby to opublikować
.

Chodzi o warszawskie wystawienie Madame Butterfly, Tata śpiewa Pinkertona, Andrzej Hiolski jest konsulem, a Krystyna Szczepańska Su-Zu-Ki. Tu muszę podkreślić, że jest to jedno, jeśli nie jedyne wystawienie tej opery w Warszawie z udziałem mojego Taty. Nie dlatego, że go nie obsadzano, ale po prostu nie chciał grać ról negatywnych, aby nie stworzyć schematów myślowych, że „jest zły” (co z punktu widzenia psychologii ma jakiś sens). A tu nagle wyskakuje zastępstwo za chorego kolegę, a więc jednak.. Pinkerton.
Nie będę streszczać opery, ale przytoczę fragment, o który w anegdocie chodzi. Oraz kwestia podstawowa: libretto w języku polskim (!!!)
Otóż, konsul, Andrzej Hiolski w pewnym momencie mówi (śpiewa) do Pinkertona „Pamiętaj, ona Ci wierzy…”.
Tata, znając słowa konsula, odwraca się tyłem do widowni, przodem do Hiolskiego i w czasie, gdy Hiolski zaczyna „Pamiętaj…..ona Ci… ” , Tata podpowiada Hiolskiemu, tyłem do widowni „….Zmierzy”.
I Hiolski, bez najmniejszego mrugnięcia okiem, śpiewa całą kwestię, nawet głośniej niż normalnie: „Pamiętaj, ona ci ZMIERZY”, z naciskiem na „Zmierzy”.
No i w tym momencie, kawalarz Pustelak jest bardziej zbity z pantałyku niż potencjalna „ofiara” dowcipu.
Szczęśliwie, obaj Panowie, jednak śmiejąc się w duchu, i w tak zwanym „międzyczasie” odśpiewali wszystko do końca, a publiczność niczego nie zauważyła 

Na zdjęciu: Kazimierz Pustelak w stroju Cześnikowej Wszechczasów (Krystyny Szostek-Radkowej) oraz Krystyna Szczepańska (w swoim własnym stroju), po jednym z przedstawień „Strasznego Dworu”. Po minach i gestach widać, że zdecydowanie pierwsza para śmieszków w Teatrze Wielkim 

6 listopada 2020, Kasia Pustelak Mój Teatr.